czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 7 "Tatuś"

   Wszyscy jak jeden mąż pchali się do wyjścia. Zostałam sama, bo w tłumie zgubiłam Pansy i Dupka. Po chwili bezskutecznego wypatrywania znajomych usłyszałam czyiś głos zza pleców. 
-Panno Valentines, dyrektor zaprasza Cię do gabinetu.-Szczerze mówiąc to trochę się przestraszyłam, głos rozmówcy przepełniony był złością i drwiną.. 
  Odwróciłam się i zauważyłam wysokiego mężczyznę o kruczo czarnych włosach. 
-Ale... -Wyjąkałam. Coś zrobiłam źle do "jasnej, ciasnej" ? 
-Zapraszam. -Odezwał się chłodnym głosem facet. 
-No dobrze, ale... 
-Słucham. -Wysyczał przeciągając ostatnie litery. 
-No, bo ja nie wiem kim pan jest... -Mój rozmówca uśmiechnął się złośliwie. 
-Nazywam się profesor Snape, będę miał sposobność nauczenia cię tworzenia eliksirów. -Wbijał we mnie zawistne spojrzenie, ale w końcu przerwał ciszę. -Za mną. 
   Udałam się za nietoperzem w stronę gabinetu dyrektora. 
-Gumowe żujki.-Powiedział Snape
   Drzwi otworzyły się, weszłam do obszernego gabinetu zapełnionego (tak jak korytarz i schody) dużą ilością obrazów. Było to bardzo tajemnicze pomieszczenie, stało tu pełno również różnorakich pamiątek, starych unikatów, a nawet zabytków takich jak miecz Godryka Gryffindora... Ciekawe czy są tu jeszcze inne historyczne przedmioty...
-Witaj Allie. 
-Oh dzień dobry panie profesorze. -Wyszłam niepewnym krokiem zza progu drzwi. Trochę zmieszana, bo zagapiłam się na statuetkę jakiegoś czarodzieja.
-Zapewne zastanawiasz się dlaczego cię tu wzywam. Myślę, że jesteś ciekawa dlaczego wszyscy mówią o tobie jako o córce Vice ministra. 
-To prawda? -Profesor wskazał ręką na krzesło. Usiadłam niepewnie. 
-Tak. Wszystkie dowody wskazują na to, że jesteś córką Henrego Valentines'a. -Zapadło milczenie. 
-Ale dlaczego... 
-Nie długo tata sam Ci to powie. -Starzec uśmiechnął się. W tym momencie z kominka wydobył się trzask, tak głośny, że się przestraszyłam. Buchnął zielony ogień i po chwili na przeciwko mnie stał otrzepujący się z pyłu kominkowego mężczyzna. 
-Allie? To ty? -Stanął jak wryty. 
-Liczyłam na to, że sam mi powiesz czy to "Ja".
-Wygadana, nieprawdaż? -Zwrócił się do Dumbledora, który odpowiedział uśmiechem. 
-Nad zwyczaj. 
-Czemu mnie zostawiłeś? -Zapytałam stanowczo ojca.  Miałam dość tych pogaduszek.
-Żeby cię chronić przed Sama-Wiesz-Kim. Zacząłby mnie szantażować twoim życiem gdybym tego nie zrobił. 
-Nie, nie wiem kim. 
-Niestety niedługo się dowiesz... 
-Jak to? 
-Nie wiemy na razie jak, ale któryś z uczniów przekazał tą wiadomość Voldemortowi. -Powiedział profesor.-Czyli nadzwyczaj wielkiego czarnoksiężnika, który chce zabić ciebie oraz pana Pottera. -Czemu ja?! 
-Bo masz niezwykłe zdolności.
-Jesteś od niego potężniejsza.-Dodał Vice minister.
-Kto jest tym szpiegiem? Pomińmy to wasze absurdalne stwierdzenie. 
-Podejrzewamy pana Malfoy'a. -Odpowiedział dyrektor.
 Zamurowało mnie. Wybiegłam z gabinetu w poszukiwaniu Malfoy'a. Miałam dość. Musiałam się dowiedzieć prawdy. Nauczyciel ani Ojciec nie zatrzymywali mnie. I dobrze, bo inaczej nie wiem co bym zrobiła. Biegłam korytarzem tak szybko, jak nigdy. Po drodze zapytałam malutkiej dziewczynki gdzie są lochy, ale ta tylko wrzasnęła i upuściła wagę. Pobiegłam dalej. W końcu udało mi się to od kogoś wymusić. Udałam się w tym kierunku jak najszybciej. Najgorsze było to, że nie znałam hasła... Zobaczyłam wchodzącego do drzwi chłopca. Podeszłam do jednej z kolumn i podsłuchałam. Hasło brzmiało ,,Zieleń szmaragdu". Po odejściu chłopca szybko za jego pomocą dostałam się do pokoju wspólnego... Było to duże pomieszczenie głównie wystrojone w zieleni i czerni. Na kanapie na przeciwko wejście siedziała Pansy. 
-Siemka. -Uśmiechnęła się dziewczyna. -Ej... jak ty się tu dostałaś? Nie to, że coś, ale jak cię zgubiliśmy... 
-Podsłuchałam hasło. 
-O ty! No, no, no... Prawdziwa z ciebie ślizgonka! 
-Gdzie Malfoy? -Zapytałam chyba za szybko, bo popatrzyła na mnie krzywo. -Muszę coś wyjaśnić. 
-Nie ma go. Poszedł...coś załatwić. Crabbe i Goyle musieli się przebrać za małe dziewczynki z wagami, żeby mógł to zrobić! -Zaśmiała się dziewczyna. 
-Jakie małe dziewczynki? -Olśniło mnie. 
-No takie co upuszczają wagę, żeby dać mu znak, że ktoś idzie... 
  Pansy chyba chciała coś dodać, ale ja szybko powiedziałam ,,Zaraz wracam" i udałam się biegiem na 7 piętro. Tego było za wiele. Ale nie mogłam się załamywać. Musiałam się dowiedzieć prawdy. 
-Crabbe czy Goyle?! -wrzasnęłam z końca korytarza na małą dziewczynkę, która pisnęła i wyrzuciła wagę w górę. 
-Nie udawaj idioto! 
-Spadaj stąd. -Warknęła mała dziewczynka męskim głosem, na co parsknęłam śmiechem. 
-Gdzie Malfoy kurduplu? 
-Ty myślałaś, że Crabbe ci powie? -Odezwał się za moimi plecami poszukiwany głos. 
-Chciałeś mnie zabić. -Popatrzyłam mu prosto w oczy obłąkanym wzrokiem.
-Co?! -Popatrzył na mnie z przerażeniem.
-Chciałeś mnie oddać Voldemortowi. Chciałeś by wiedział, że tu jestem. Poznałeś moje tajemnice, by potem wyjawić je wrogu. -Usiadłam podpierając ścianę i patrząc się w przestrzeń głuchym wzrokiem. 
-Ja... To nie tak...
-A jak?! -Pisnęłam, bo głos odmówił mi posłuszeństwa. -Jesteś najgorszą osobą jaką spotkałam! Wiesz, po tym co było pociągu pomyślałam sobie, że mogłabym się z tobą nawet zaprzyjaźnić... Rozumiesz!? Ufałam ci Draco... -Jego imię wyszeptałam przez łzy.
 Wstałam i ruszyłam w kierunku lochów. Jednak Malfoy złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie. -Puść mnie idioto.  -Wykrzyczałam próbując się wyrwać.
-Allie, przepraszam. 
-Twoje przeprosiny nic nie załatwią. -Popatrzyłam mu prosto w oczy, doszukałam się w nim bólu, straty i cierpienia. Żadna zaserwowana przez niego maska nie mogła tego zasłonić.
-A to? -Chłopak przysunął się do mnie bliżej z złożył na moich ustach pocałunek. To było dziwne uczucie... Stałam jak wryta, a on nadal starał się wprawić moje usta w ruch, ale ja nic nie robiłam. 
On zdradził Pansy. 
On zdradził Pansy ze mną. 
On zdradził Pansy ze mną, a ja nie zamierzam jej o tym mówić. 
Oderwał się ode mnie z przerażeniem i zaskoczeniem, jakby sam nie wiedział jak to się stało. Ja jednak stałam i przyglądałam mu się badawczo. Co to miało znaczyć?! Złapałam się za czoło, w mojej głowie toczyło się pełno myśli.
-Pansy... -zaczęłam. 
-...się nie dowie.-Dokończył. 
-Tak. -Stwierdziłam dobitnie.
-Crabbe idziemy. I weź się przebierz. -Malfoy spojrzał na niego krzywiąc twarz, niewiedząc czy ma się uśmiechnąć, czy nadal na siebie złościć. Chłopak ruszył się z widoczną mieszanką zdziwienia, przerażenia i niedowierzania wytatuowaną na jego pulchnej twarzy. Czar przestał działać, Crabbe był znowu Crabb'em tyle, że w przyciasnej szarej spódniczce.
 Ja jednak nie mogłam się uśmiechnąć, a tym bardziej ruszyć z miejsca pod wpływem tego co wydarzyło się dzisiejszego wieczora. Patrzyłam się tępo w odchodzące jakimś takim... dziwnym krokiem w przeciwnym kierunku postacie stopniowo znikając z pola widzenia, aż w końcu wyparowały za zakrętem...

2 komentarze:

  1. ♥♡ czekam na dalszą część♡♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Draco... zdradziłeś Pansy :( :) :( :) nwm czy się cieszyć, czy płakać. Pansy jest fajna i żal mi jej, ale Allie też... mieszane uczucia...

    http://dracoipansy.blogspot.com/2015/04/rozdzia-6.html?m=0

    OdpowiedzUsuń