Wszyscy
jak jeden mąż pchali się do wyjścia. Zostałam sama, bo w tłumie
zgubiłam Pansy i Dupka.
Po chwili bezskutecznego wypatrywania znajomych usłyszałam czyiś głos
zza pleców.
-Panno Valentines, dyrektor
zaprasza Cię do gabinetu.-Szczerze mówiąc to trochę się przestraszyłam, głos rozmówcy przepełniony był złością i drwiną..
Odwróciłam się i
zauważyłam wysokiego mężczyznę o kruczo czarnych włosach.
-Ale... -Wyjąkałam. Coś zrobiłam źle do "jasnej, ciasnej" ?
-Zapraszam. -Odezwał się chłodnym głosem facet.
-No dobrze, ale...
-Słucham. -Wysyczał przeciągając ostatnie litery.
-No, bo ja nie wiem kim pan jest... -Mój rozmówca uśmiechnął się
złośliwie.
-Nazywam się profesor Snape, będę miał sposobność nauczenia cię
tworzenia eliksirów. -Wbijał we mnie zawistne spojrzenie, ale w końcu
przerwał ciszę. -Za mną.
Udałam się za nietoperzem w stronę gabinetu dyrektora.
-Gumowe żujki.-Powiedział Snape
Drzwi otworzyły się, weszłam do obszernego gabinetu zapełnionego (tak
jak korytarz i schody) dużą ilością obrazów. Było to bardzo tajemnicze pomieszczenie, stało tu pełno również różnorakich pamiątek, starych unikatów, a nawet zabytków takich jak miecz Godryka Gryffindora... Ciekawe czy są tu jeszcze inne historyczne przedmioty...
-Witaj Allie.
-Oh dzień dobry panie profesorze. -Wyszłam niepewnym krokiem zza progu
drzwi. Trochę zmieszana, bo zagapiłam się na statuetkę jakiegoś czarodzieja.
-Zapewne zastanawiasz się dlaczego cię tu wzywam. Myślę, że jesteś ciekawa dlaczego wszyscy mówią o tobie jako o córce Vice ministra.
-To prawda? -Profesor wskazał ręką na krzesło. Usiadłam niepewnie.
-Tak. Wszystkie dowody wskazują na to, że jesteś córką Henrego
Valentines'a. -Zapadło milczenie.
-Ale dlaczego...
-Nie długo tata sam Ci to powie. -Starzec uśmiechnął się.
W tym momencie z kominka wydobył się trzask, tak głośny, że się
przestraszyłam. Buchnął zielony ogień i po chwili na przeciwko mnie stał
otrzepujący się z pyłu kominkowego mężczyzna.
-Allie? To ty? -Stanął jak wryty.
-Liczyłam na to, że sam mi powiesz czy to "Ja".
-Wygadana, nieprawdaż? -Zwrócił się do Dumbledora, który odpowiedział
uśmiechem.
-Nad zwyczaj.
-Czemu mnie zostawiłeś? -Zapytałam stanowczo ojca. Miałam dość tych pogaduszek.
-Żeby cię chronić przed Sama-Wiesz-Kim. Zacząłby mnie szantażować twoim
życiem gdybym tego nie zrobił.
-Nie, nie wiem kim.
-Niestety niedługo się dowiesz...
-Jak to?
-Nie wiemy na razie jak, ale któryś z uczniów przekazał tą wiadomość
Voldemortowi. -Powiedział profesor.-Czyli nadzwyczaj wielkiego
czarnoksiężnika, który chce zabić ciebie oraz pana Pottera.
-Czemu ja?!
-Bo masz niezwykłe zdolności.
-Jesteś od niego potężniejsza.-Dodał Vice minister.
-Kto jest tym szpiegiem? Pomińmy to wasze absurdalne stwierdzenie.
-Podejrzewamy pana Malfoy'a. -Odpowiedział dyrektor.
Zamurowało mnie.
Wybiegłam z gabinetu w poszukiwaniu Malfoy'a. Miałam dość. Musiałam
się dowiedzieć prawdy. Nauczyciel ani Ojciec nie zatrzymywali mnie. I
dobrze, bo inaczej nie wiem co bym zrobiła. Biegłam korytarzem tak
szybko, jak nigdy. Po drodze zapytałam malutkiej dziewczynki gdzie są
lochy, ale ta tylko wrzasnęła i upuściła wagę. Pobiegłam dalej. W końcu
udało mi się to od kogoś wymusić.
Udałam się w tym kierunku jak najszybciej. Najgorsze było to, że nie
znałam hasła... Zobaczyłam wchodzącego do drzwi chłopca. Podeszłam do
jednej z kolumn i podsłuchałam.
Hasło brzmiało ,,Zieleń szmaragdu". Po odejściu chłopca szybko za jego
pomocą dostałam się do pokoju wspólnego...
Było to duże pomieszczenie głównie wystrojone w zieleni i czerni. Na kanapie na
przeciwko wejście siedziała Pansy.
-Siemka. -Uśmiechnęła się dziewczyna. -Ej... jak ty się tu dostałaś? Nie
to, że coś, ale jak cię zgubiliśmy...
-Podsłuchałam hasło.
-O ty! No, no, no... Prawdziwa z ciebie ślizgonka!
-Gdzie Malfoy? -Zapytałam chyba za szybko, bo popatrzyła na mnie krzywo.
-Muszę coś wyjaśnić.
-Nie ma go. Poszedł...coś załatwić. Crabbe i Goyle musieli się przebrać za
małe dziewczynki z wagami, żeby mógł to zrobić! -Zaśmiała się
dziewczyna.
-Jakie małe dziewczynki? -Olśniło mnie.
-No takie co upuszczają wagę, żeby dać mu znak, że ktoś idzie...
Pansy chyba chciała coś dodać, ale ja szybko powiedziałam ,,Zaraz
wracam" i udałam się biegiem na 7 piętro.
Tego było za wiele. Ale nie mogłam się załamywać. Musiałam się
dowiedzieć prawdy.
-Crabbe czy Goyle?! -wrzasnęłam z końca korytarza na małą dziewczynkę,
która pisnęła i wyrzuciła wagę w górę.
-Nie udawaj idioto!
-Spadaj stąd. -Warknęła mała dziewczynka męskim głosem, na co parsknęłam
śmiechem.
-Gdzie Malfoy kurduplu?
-Ty myślałaś, że Crabbe ci powie? -Odezwał się za moimi plecami
poszukiwany głos.
-Chciałeś mnie zabić. -Popatrzyłam mu prosto w oczy obłąkanym wzrokiem.
-Co?! -Popatrzył na mnie z przerażeniem.
-Chciałeś mnie oddać Voldemortowi. Chciałeś by wiedział, że tu jestem.
Poznałeś moje tajemnice, by potem wyjawić je wrogu. -Usiadłam
podpierając ścianę i patrząc się w przestrzeń głuchym wzrokiem.
-Ja... To nie tak...
-A jak?! -Pisnęłam, bo głos odmówił mi posłuszeństwa. -Jesteś najgorszą osobą jaką spotkałam!
Wiesz, po tym co było pociągu pomyślałam sobie, że mogłabym się z tobą
nawet zaprzyjaźnić... Rozumiesz!? Ufałam ci Draco... -Jego imię
wyszeptałam przez łzy.
Wstałam i ruszyłam w kierunku lochów. Jednak Malfoy złapał
mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
-Puść mnie idioto. -Wykrzyczałam próbując się wyrwać.
-Allie, przepraszam.
-Twoje przeprosiny nic nie załatwią. -Popatrzyłam mu prosto w oczy, doszukałam się w nim bólu, straty i cierpienia. Żadna zaserwowana przez niego maska nie mogła tego zasłonić.
-A to? -Chłopak przysunął się do mnie bliżej z złożył na moich ustach
pocałunek. To było dziwne uczucie... Stałam jak wryta, a on nadal starał
się wprawić moje
usta w ruch, ale ja nic nie robiłam.
On zdradził Pansy.
On zdradził
Pansy ze mną.
On zdradził Pansy ze mną, a ja nie zamierzam jej o tym
mówić.
Oderwał się ode mnie z przerażeniem i zaskoczeniem, jakby sam nie wiedział jak to się stało. Ja jednak stałam i przyglądałam mu
się badawczo. Co to miało znaczyć?! Złapałam się za czoło, w mojej głowie toczyło się pełno myśli.
-Pansy... -zaczęłam.
-...się nie dowie.-Dokończył.
-Tak. -Stwierdziłam dobitnie.
-Crabbe idziemy. I weź się przebierz. -Malfoy spojrzał na niego krzywiąc twarz, niewiedząc czy ma się uśmiechnąć, czy nadal na siebie złościć. Chłopak ruszył się z widoczną mieszanką zdziwienia, przerażenia i niedowierzania wytatuowaną na jego pulchnej twarzy. Czar przestał działać, Crabbe był znowu Crabb'em tyle, że w przyciasnej szarej spódniczce.
Ja jednak nie mogłam się uśmiechnąć, a tym bardziej ruszyć z miejsca pod wpływem tego co wydarzyło się
dzisiejszego wieczora. Patrzyłam się tępo w odchodzące jakimś takim... dziwnym krokiem w przeciwnym kierunku postacie stopniowo znikając z pola widzenia, aż w końcu wyparowały za zakrętem...
♥♡ czekam na dalszą część♡♥
OdpowiedzUsuńOj Draco... zdradziłeś Pansy :( :) :( :) nwm czy się cieszyć, czy płakać. Pansy jest fajna i żal mi jej, ale Allie też... mieszane uczucia...
OdpowiedzUsuńhttp://dracoipansy.blogspot.com/2015/04/rozdzia-6.html?m=0