wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 2 Stacja i wyznania

-Już przeczytaś? -westchnął z nudów.
-Tak, moja osobista nianio. -zachichotałam.- Każdy dostaje takiego idiotę w drodze do Hogwartu?
-Nie, tylko te najgorsze ofermy.-odgryzł się blondyn.
-Nie nadajesz się na Prefekta. Tylko pogarszasz sprawę. -mruknęłam.
-Masz rację. -Odsunął się i zaśmiał po czym podszedł do ściany obok peronu dziewiątego i dziesiątego. I zaraz potem zniknął. Tak poprostu!
Podeszłam do ściany i ją dotknęłam, a raczej starałam się ją dotknąć. Moja cała ręka weszła w ścianę, poczułam łaskotki i usłyszałam, choć trochę niewyraźnie cudzy śmiech. Przyłożyłam ucho do ściany, zapominając, że tak naprawdę jej tu nie ma i uderzyłam się o podłogę z drugiej strony.
-O gad! -warknęłam, plecy strasznie mnie bolały.
Usłyszałam śmiech. Ktoś wyraźnie się ksztusił z rozbawienia. Podniosłam głowę i zobaczyłam tego dupka.
-Cholera! Miałem nadzieję, że się przestraszysz i sobie pójdziesz. -chłopak otarł łzy śmiechu i popatrzył mi w oczy z rozbawieniem.
-Idiota. -mruknęłam, do oczu napływały mi łzy bólu i zażenowania. Jak DYREKTOR mógł wysłać kogoś takiego mnie?
-Dostałem karę za niezłą balangę. -odpowiedział. Zignorowałam to.
-Jak... wysłać... sowę? -wysapałam i powoli usiadłam.
-Krew ci leci z noska Valentine. -zachichotał. Rzeczywiście. Gdy już chciałam mu coś odpowiedzieć, otworzyłam usta i poczułam metaliczny smak krwi.
-Masz jakąś chustkę, czy będziesz tu stał i się gapił?
-Wyglądasz przekomicznie. -Zachichotał.
Dotknęłam ręką nosa i zawyłam z bólu. Był złamany.
-Zawieziesz mnie do szpitala? -zapytałam po chwili.
-Że co? -był zbity z tropu. -Po kiego?
-Po tego, że zaraz się wykrwawię!
-Chodź tu. -westchnął.
Wstałam i podeszłam do niego niepewnym krokiem. Wyjął z kieszeni badyl i zawołał kierując go na moją twarz:
-Episkey.
-Auć! Wow. Jak ty to...
-Czekaj czyli ty nigdy nie widziałaś czarów?!-zastanowił się nad moją wypowiedzią.-Jesteś... SZLAMĄ?!
-Co to ta szlama? -nie brzmiało to najmilej.
-Czarodziej urodzony u mugoli... fuuuj!
-O jakich ty mugolach gadasz?!
-No o nie-czarodziejach!
-Ja nie znałam moich rodziców Draco! -Wyszeptałam, poczułam łzę na policzku. -Nie wiem kim byli, ani czym byli.
-Płaczesz? -westchnął i teatralnie przewrócił oczami.
-Nie, przeciekam! -krzyknęłam.
-Złap mnie za rękę.
-Co?! -znowu mnie poniosło.
-No łap.-zilustrował mnie wzrokiem- Ja też się ciebie brzydzę, ale muszę cię teleportować do Oliwandera.
Złapałam go niepewnie za ramię, ścisnął moją rękę mocniej. Poczułam nie przyjemny ból w okolicach pępka. Starałam się nie puścić mojego towarzysza, ale było to trudne bo strasznie bolało mnie ramię. Zamknęłam oczy i poczułam bolesne uderzenie.
Otworzyłam oczy. Znalazłam się w dosyć ciasnym pomieszczeniu przytulona do blondyna. Szybko go puściłam z obrzydzeniem wycierając rękę o ubranie- na pokaz.
-Czemu siedzimy w schowku na miotły?
-Cholera! To nie tu! Chodź.
Znowu ten dziwny powiew. Leciałam razem z moim towarzyszem przytulona do niego myśląc jednocześnie, jak bardzo go nienawidzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz