środa, 25 marca 2015

Rozdział 4

...Był zbyt silny, nie mogłam się ruszyć. Wygrał. Pochylił się jednak tylko nad moim uchem i wyszeptał:
-Niewiem jak można uważać cię za fajną. Jesteś brzydka, głupia, nie potrafisz chodzić, jesteś zupełnie nie magiczna -wyszeptał. Do oczy napłynęły mi łzy. Pczułałm niespodziewany przypływ złości. ,,Jak on mógł ?!"
Popchnęłam go, patrzył się na mnie zdumiony z uśmiechem ta twarzy zaciągając brwi. Tego było za wiele. Ścisnęłam dłoń w pięść i z całej siły walnęłam go w szczękę. Chłopak zaklął po czym wyjął z kieszeni różdżkę i wymierzył mi ją w brzuch. Momentalnie złapałam pierwszą lepszą różdżkę leżącą na podłodze i poczułam przypływ radości i dziwny powiew.
-To ta! -Krzyknęłam i skoczyłam z radości.
-Pokaż. -mruknął Olivander. Podałam mu różdżkę.- 13 i pół cala...
-To dobrze? -przerwałam mu i pisnęłam z radości.
-Mocniejsza niż pana Malfoya. -mruknął. Spojrzałam na tego idiotę z wyższością.
-Łuska Bazyliszka i pióro feniksa... -mamrotał dalej młody Olivander. -Giętka... Myślę, że to będzie dobry wybór.
-Ile za nią? -wyciągnęłam z torebki swój portwel.
-15 galeonów.
-CO?! -wydusiłam wybałuszając na niego oczy. Nie miałam żadnych galeonów.
-Wiem trochę drogo, ale... - Nie dokończył, bo Malfoy bez słowa podał mu złoto.
-Idziemy po książki. -Zakomędował i pociągnął mnie do tyłu za włosy.
-Auć! -pisnęłam.
-Do zobaczenia John! -Nie zwrócił na mnie uwagi.
-Nie pozabijajcie się! -krzyknął przyjaźnie i odszedł na zaplecze.


-Masz. Dumbledore już wcześniej je dla ciebie zamówił.
-Super. -wyjęczałam, bo podał stertę ciężkich jak diabli książek. -A teraz mi pomóż.
-No chyba nie. -Popatrzył na mnie z uśmiechem. -Jesteś prze komiczna Allie, nie odbiorę sobie radości, ooo nie.
-Malfoy... -Wysapałam
-Gdzie magiczne słowo?
-Avada Kedavra. -To było pierwsze "magiczne" słowo przychodzące mi do głowy... Sama niewiem z kąd je znałam...
-Źle. -wyksztusił po chwili zdziwiony. -Skąd znasz to zaklęcie?
-Niewiem... W dzieciństwie, gdy moja kuzynka miała chyba z 12 lat przeczytałam to w jej podręczniku... Czy ona...?
-Myślę, że jest czarodziejką Valentines. Inaczej skąd by miała taką książkę...?
-Tzn. jaką?
-To zaklęcie które wypowiedziałaś, to zaklęcie niewybaczalne... Zabija na miejscu.
-Oh to chyba nie bez powodu ci je podałam. -Rzuciłam na niego złośliwe spojrzenie.
-Tak sądzę.
-Teleportujemy się do tego Hogwartu? -przypomniałam sobie.
-Nie da się, ma zbyt mocną ochronę. Pozatym rok szkolny zaczyna się dopiero za tydzień.
-To jak mam tam dotrzeć? -Powoli przezwyczajałam się do sposobu poruszania się Malfoya po świecie.
-Bądź o godzinie osmej rano na Kings Cross i wejdź przez tą ścianę co wtedy.
Złapałam go za ramię. Wzdrygną się.
-Zawieź mnie do babci wywłoko.
-Jeszcze czego!
-Ejjj... Molfojku proszę, zlituj się nademną! -zażartowałam.
-Eh... trzymaj się, następnym razem cie zostawie. A ! -wyciągną z kieszeni mój bilet i mi go podał.
Na bilecie napisane było, że o 8:30 pociąg odjerzdża z... peronu 9 i 3/4...
Złapał mnie za rękę zanim zdążłam się zapytać o co chodzi.


Trochę krótki... Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz PRZEPRASZAM!

Allie :*

3 komentarze: