czwartek, 26 marca 2015

Rozdział 5 "Przyjaciele"



-Allie pospiesz się! –Krzyknęła babcia z dołu.
-Już, chwila! –Zawołałam i zapięłam zamek od walizki, co nie było łatwym zadaniem. Szczególnie, że aby zdążyć na pociąg do Hogwartu musiałam wstać o godzinie piątej rano.
  Zeszłam na dół z trudem wlokąc za sobą kufer. Babcia wskazała gestem dłoni na drzwi i zamykając dom udała się do samochodu.
  Jechałyśmy na Kings Cross około półtorej godziny, zasnęłam przy tym chyba z dziesięć razy. Mogłyśmy się w końcu teleportować, wtedy przynajmniej bym się wyspała, ale nie narzekałam, wiedząc, że babcia może mieć problem z teleportacją i nie jest już taka sprawna.
-Kiedy nauczę się teleportować? –Zapytałam ziewając.
-Jak skończysz Hogwart słonko. –Odparła wesoło staruszka.
-Ale Malfoy… -nie dokończyłam, bo babcia mi przerwała.
-Malfoy to inna sprawa. Jego ojciec jest wysoko postawiony w ministerstwie magii, myślę, że to właśnie Lucjusz udostępnił mu tę możliwość.
-Aha. –Odparłam i na resztę drogi umilkłam.


W końcu dotarłyśmy na stację. Były tam straszne tłumy. Pożegnałam się z babcią, wzięłam obszerną walizkę i zdjęłam okulary przeciw słoneczne z oczu, po czym ruszyłam w kierunku peronu 9 ¾.
-O, cześć ciapo! –Usłyszałam zza pleców znajomy mi głos.
-Odpuść sobie nianio. –Westchnęłam i spojrzałam na Malfoya z politowaniem. –Po tym jak dostałeś w twarz u Olivandera, nie byłeś taki wygadany.
  Chłopcy zaczęli się ponownie śmiać.
-Poproś babcię, może cię czegoś nauczy, bo jak na razie to nie umiesz nawet „Lumos” wyczarować. –Żachnął się chłopak.
  Wyciągnęłam z kieszeni różdżkę mierząc mu ją prosto w brzuch, pozostali zachłystywali się ze śmiechu.
-Co chcesz mi tym zrobić? Oko wydłubać?

-Rozważam taką opcję. –Odwróciłam się na pięcie idąc w kierunku ściany. Zobaczyłam, że wszyscy inni biegną ze swoimi wózkami i dopiero wtedy wchodzą na peron, ale ja wiedziałam, że to zupełnie nie potrzebne i po prostu przeszłam przez ścianę.
  Na peronie 9 ¾ również było pełno ludzi. Rozejrzałam się i zobaczyłam duży czerwony pociąg Hogwarts Express. Zastanawiałam się cz nie wsiąść do niego już teraz, w końcu nie mam się, z kim żegnać, nie muszę tu stać.
  Weszłam do pociągu. Przechadzałam się chwile po przedziałach, aż zobaczyłam siedzącą samotnie dziewczynę. Zapukałam do drzwi. Po chwili otworzyły się.
-Mogę się przysiąść?
-No… tak. Ale zaraz będzie tu mój chłopak z dwoma kolegami.
-Okej, nie przeszkadza mi to. –Zdawało mi się, że wymamrotała pod nosem ,,Zobaczymy…”, ale chyba mi się zdawało.
-Jak się nazywasz? –Zapytała dziewczyna.
-Allie Valentines. A ty?
-Pansy Parkinson. Twój ojciec był ministrem magii?
-Ja… niezbyt znałam mojego ojca.
-Jesteś ślizgonką?
-No niezbyt. Jeszcze nie wybrałam sobie domu.
-Nie wyglądasz na pierwszoroczną. –Zmierzyła mnie wzrokiem.
-To długa historia…
  Drzwi przedziału otworzyły się gwałtownie, wpadł przez nie, znany mi blondyn w towarzystwie dwóch kolegów… O NIE!
-Co tu robi ta szlama, Pansy?
-To ona jest SZLAMĄ?! –Krzyknęła Pansy i odsunęła się ode mnie jak najdalej.
-Nie. Nazywaj. Mnie. Tak! –Wysyczałam patrząc się mu prosto w oczy zabójczym wzrokiem.
-A masz dowód na to, że nią NIE jesteś?
-A masz dowód na to, że nią jestem?! –Odpyskowałam.
-Nie, masz rację, nie mam. –Odparł grzecznie, co bardzo mnie zdziwiło. Patrzyłam na niego ze zdumieniem. Zapadła krępująca cisza.
-W sumie to mogłaby być zaginioną córką vice ministra… -Mruknęła Pansy.
-No, Henry Valentines!
-Ciotka mówi, że mój ojciec się tak nazywał! Henry i Lidia Valentines!
-Ale… Czemu piszą, że zaginęłaś?
-Moi dziadkowie mówią, że to moi rodzice zginęli, z nie na odwrót.
-To widocznie kłamią lub mają złe informacje…
  Malfoy przypatrywał się temu ze zdumieniem, co chwile zerkając to na mnie, to na Pansy.
-Ja… Muszę spotkać się z tatą.
-Tsaa… Jasne, bo to jest takie proste. –Westchnął Malfoy.
-Poczekajcie. Musimy skojarzyć wszystkie fakty. Draco, kiedy zginęła córka Valentines’a?
-Jakieś 16 lat temu…
-Wiesz, kiedy dokładnie?
-Parę dni po narodzinach. Chyba Sierpień, tak Sierpień.
-Allie, kiedy masz urodziny? –Zapytała Pansy.
  Zaniemówiłam. Mam urodziny w sierpniu. To znaczy, że to prawdopodobnie ja jestem tą zaginioną… To dziwne, że wie o tym akurat mój wróg… I do tego chyba stara się mi pomóc.
-13 sierpnia. –Wyszeptałam.

5 komentarzy:

  1. Matko zazdroszczę talentu. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tez zazdroszczę :) nie znam cie osobiście ale czuje ze jestes wspaniała i utalentowaną osobą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże... ale się wyciągnęłam... nie pozbędziesz się mnie tak łatwo ;) :p.

    OdpowiedzUsuń